Przed sięgnięciem po książkę ,,Poza czasem" wahałam się co do tego. Jednak w końcu to zrobiłam i nie żałowałam. Z ,,Władcami czasu" już nie miałam takiego problemu. Wiedziałam, że ta pozycja mi się spodoba. Choć muszę przyznać, że pierwsza część była dla mnie ciekawsza, to i tak miło spędziłam czas z tą książką.
,,Władcy czasu" rozpoczynają się dokładnie w tym miejscu, w którym skończyła się pierwsza część. Nie omija nas, więc żaden moment z życia Michelle. Autorka do tej pozycji zdołała wprowadzić kilka ciekawych wątków. Niektóre jak dla mnie były lekko naciągane, a nie pamiętam bym miała takie odczucia podczas czytania pierwszej części. Może zestarzałam się za bardzo przez te kilka miesięcy, by we wszystko uwierzyć, co przedstawia nam pisarka.
Jednak co by nie było kocham podróże w czasie i każdą pozycję, która je opisuje z chęcią przeczytam. Tu pojawił się świetny pomysł na podróżowanie. Aż ma się ochotę sprawdzić wszystkie klucze, a nuż może któryś zabierze mnie w przeszłość. Mimo, że na główny plan wysunął się plan Michelle pod tytułem: ,,Jak odzyskać Philipa?", to oprócz tego mamy także kilka innych wątków. Dla mnie ciekawym było pojawienie się złego ducha, który trochę namieszał, dodał zagrożenia. Interesowało mnie, co z nim się stanie.
,,Władcy czasu" to przyjemne czytadło, które może umilić góra dwa wieczory. Dla mnie sprawdził się idealnie jako odstresowywacz. Nie jest to wielce wymagająca książka, więc nie spodziewajcie się po niej za wiele.
Serię książek Beth Revis bardzo szybko polubiłam. Śledzenie życia na statku, który podróżuje do nowej planety, aby ją skolonizować, okazało się dla mnie wyjątkowo przyjemną czynnością. Amy i Starszy jak dwójka narratorów potrafiła przyciągnąć mnie do czytania ich historii życia. Tak też mimo niewielkich trudności dotarłam do końca tej trylogii.
,,Cienie Ziemi" różni się od swoich poprzedniczek miejscem akcji. Nasi bohaterowie opuszczają znane im od pokoleń miejsce i wyruszają na podbój Centauri-Ziemi. Muszę przyznać, że bardzo mnie ciekawiło, jak może wyglądać kolejna planeta, na której mogą żyć ludzie. Autorka trochę poskąpiła nam opisów, postawiła bardziej na akcję. Budzą się zamrożeni, którzy przejmują dowodzenie, poznawanie nowych terytoriów, kilka śmierci, trochę tajemnic do rozwiązania.
Czytając książkę ,,Cienie Ziemi" nie da się nudzić. Jednak nie jest ona idealna, kilka rzeczy da się przewidzieć, inne natomiast nas zaskoczą i to z taką mocą, że aż chce się przeczytać jeszcze raz ten fragment dla pewności czy aby na pewno dobrze się go zrozumiało. Samą końcówkę książki przyjęłam raczej bez emocji. Nie spodziewałam się aby autorka postawiła na drastyczne zakończenie serii, które się długo pamięta. Takie luźne pozwala na swobodne pożegnanie się z serią.
Muszę przyznać, że książka ,,Rywalki" spodobała mi się od razu. Mimo swojej przewidywalności wiedziałam, że czytanie serii pani Cass będzie dla mnie czystą przyjemnością. W końcu od małego lubiłam księżniczki i królewskie klimaty. Od pierwszej części wiadomo kogo wybierze Maxon. Nie potrafiłam mieć w stosunku do tego żadnych wątpliwości, jednak nie potrafiłam nie zapoznać się z kolejną częścią. Ta książka nie zawiera tylko książęcych dylematów na temat, którą damę wybrać by spędziła ze mną życie, lecz także pojawia się kilka innych, ciekawych wątków.
Od razu muszę przyznać, że ,,Jedyna" do tej pory zaskoczyła mnie najbardziej z całej serii. Pojawiło się w niej kilka szczególików, które zaszokowały mnie. Nie spodziewałam się, że autorka może tak poprowadzić tę historię, czy stworzyć takich bohaterów. Dzięki temu tę pozycję czytało mi się jeszcze lepiej i z jeszcze większą ciekawością.
Na książkę ,,Jedyna" nie potrzeba poświęcić dużo czasu, bo gdy już cię wciągnie to trudno się od niej oderwać i czytanie jej idzie wtedy bardzo szybko. Czuć, że seria wraz z kolejnymi częściami się rozwija. Coraz mniej rzeczy da się przewidzieć, więcej rzeczy zaczyna zaskakiwać czytelnika. Jest to idealna pozycja dla chwili relaksu. Z nią można przenieść się do świata księżniczek, księcia i niebezpiecznych rebeliantów, którzy do bajkowej atmosfery dodają odrobinę zła i niebezpieczeństwa.
Książkę ,,Coś do stracenia" zapragnęłam przeczytać w chwili, gdy zobaczyłam jej zapowiedź. Gdy byłam już po lekturze, ani trochę nie byłam zawiedziona. Nadszedł czas na poznanie drugiej powieści spod pióra pani Carmack. W ,,Coś do ukrycia" z drugiego planu wychodzi Cade. Teraz, poznajemy jego perypetie miłosne, które są równie ciekawe i zabawne, co Bliss.
Mam wrażenie, że Carmack uwielbia obdarowywać czytelnika miłosnymi historiami, które bawią, jak i poruszają serce. I nie mogę ukryć, że do tej pory wychodzi jej to świetnie. Czytanie książki ,,Coś do ukrycia'' to niezwykle przyjemna zabawa. Przy tej książce nieraz się śmiałam, ale także wiele razy z pewnymi nadziejami i oczekiwaniem przypatrywałam się rozwojowi relacji, jakie wytworzyły się między Max, a Cadem. Mimo, że niektóre momenty bywały do przewidzenia (bo jak w takiej książce nie może być happy endu?) to i tak czytanie tej książki nie jest ani trochę nudne.
,,Coś do ukrycia" to lekka, przyjemna i zabawna książka, która potowarzyszy z nami dwa wieczory, wątpię by ktoś czytał ją dłużej, gdyż jak już się wsiąknie to ciężko oderwać się od lektury. Niewątpliwie polubiłam tę książkę i czekam na kolejną spod pióra pani Carmack, gdyż przeczuwam, iż kolejna książka dostarczy mi tylu pozytywnych emocji, ile już obdarowała mnie w pozycjach przeze mnie przeczytanych.
Graham Masterton potrafi tworzyć niesamowite klimaty w swoich książkach. Nie czytałam ich zbyt wiele, jednak te, na które się skusiłam sprawiły, że mam ochotę poznać więcej pozycji z dorobku tego pisarza. Z bardzo pozytywnym nastawieniem oraz zainteresowaniem sięgnęłam po kolejną książkę. Tym razem w moje ręce wpadła ,,Infekcja". Czułam, że czeka mnie coś ciekawego.
Po pierwsze, od pierwszych stron Masterton obdarowuje niespotykanym, odrobinę mrocznym klimatem. Już po kilku pierwszych stronach byłam zafascynowana tą historią i chciałam poznać jej dalszy ciąg. Po drugie, spodobał mi się dobór bohaterów. Raz jestem z panią epidemiolog i przyglądam się dziwnym przypadkom rozprzestrzeniającej się choroby. Innym razem przenoszę się do jasnowidza, któremu przydarzają się dziwne i niezwykłe przygody. Do tego cała reszta bohaterów, która umacnia unikatowy klimat tej historii.
Książka ,,Infekcja" bardzo mi się spodobała. Klimat, mroczność, duchy, choroby, wirusy, epidemia, niewytłumaczone zgony, tajemniczość, to wszystko czym książka przemówiła do mnie i znalazła ścieżkę do mojego serca. Po raz kolejny przekonałam się, że książki Mastertona są idealne dla mnie oraz powinnam je czytać i czytać. Jeśli lubisz przeczytać od czasu do czasu coś mocniejszego, gdzie duchy powracają na Ziemię by dokonać rzezi na ludzkości, to jest to książka dla ciebie.
Przez bardzo długi czas nie chciałam w ogóle przeczytać jakiekolwiek części ,, Darów Anioła". Jednak nadszedł taki dzień, w którym pomyślałam, że dłużej nie mogę oceniać tej serii bez zapoznania się z nią. Tak więc sięgnęłam po pierwszą część i przepadłam. Od tamtej chwili nie wiem dlaczego tak się upierałam, jednakże wiem, że dzień, w którym zmieniłam zdanie był dniem mądrego wyboru. Było to rok przed zakończeniem czytania ostatniej części, bo nadeszła właśnie ta chwila rozstania się z serią.
,,Miasto niebiańskiego ognia" to niemała cegiełka. Liczy ponad siedemset stron, więc jest co czytać. Muszę przyznać, że sprawiło mi to trochę problemu, gdyż wydłużył mi się czas czytania. Nie miałam go w ostatnim miesiącu za wiele, więc przeczytanie tylu stron trochę czasu mi zajęło. Jednak gdy tylko znajdowałam moment na zapoznanie się z treścią, przez moje palce zawsze w błyskawicznym tempie przetaczało się kilkadziesiąt stron.
Kilka decyzji podjętych przez bohaterów w tej części mnie zaskoczyło. Pani Clare zdecydowanie manipulowała moimi emocjami, bo gdy myślałam, że to już czegoś koniec i zaczynałam być rozczarowana to udawało jej się wybrnąć z całej sytuacji w taki sposób, że byłam zadowolona, a czasami zachwycona. Zakończenie tej serii po sześciu częściach to idealny wybór. Jestem w pełni zadowolona, że zapoznałam się ze światem Nocnych Łowców i historią Clary oraz jej przyjaciół, ale szczerze mówiąc to dostałam wszystko czego potrzebowałam i więcej już nie potrzebuję. Oczywiście historię innych Łowców z chęcią przeczytam, ale ta piątka stałaby się już za bardzo podobna do bogów, gdyby jeszcze coś się jej udało.
Po serię ,,Zakon Ciemności" sięgnęłam po to, aby poznać twórczość pani Gregory. Od jakieś czasu ciekawiły mnie jej książki i gdy nadarzyła się okazji przeczytania to postanowiłam w końcu to uczynić. Jak już sięgnęłam po pierwszą część, tak nie było już mowy o tym, abym nie poznawała kolejnych. Tym sposobem doszłam do trzeciego tomu pod tytułem ,,Złoto głupców".
Pierwszym postrzeżeniem, jakim muszę się podzielić jest to, że tę część czytało mi się o wiele lepiej niż poprzednią, czyli ,,Krucjatę". Historia opisana na łamach książki żywo mnie zainteresowała. Sprawiła, że trudno było mi się oderwać od czytania tej książki, trudniej niż w przypadku poprzednich tomów. W poprzednich częściach znalazło się kilka fragmentów, które mnie denerwowały, zachowania bohaterów były dla mnie niezrozumiałe przez co się irytowałam. Teraz, zastanawiając się, nie mogę sobie przypomnieć bym odczuwała takie emocje podczas czytania ,,Złoto głupców'', tak więc pojawił się kolejny plus dla tej pozycji.
,,Złoto głupców'' jest to książka, którą będę na pewno pozytywnie wspominać. Dodała kolejnych wątków do historii Luca, Izoldy i ich przyjaciół w podróży, i to na dodatek ciekawej treści. Mam wrażenie, że autorka coraz bardziej poznaje oczekiwania czytelników dotyczące tej serii i zaczyna je spełniać. Tak więc nie mogę się doczekać kolejnej części. Mam nadzieję, że będzie jeszcze ciekawsza i sprawi, że częściej będę sięgać po powieści historyczne.
Kolejną książką z serii romantyczna, jaka wpadła mi w ręce to ,,Mała księżniczka". Wiedziałam, że istnieje taka książka, słyszałam o niej, jednak nigdy nie doszło do mnie o czym ona jest. Tak więc zaczęłam czytać tę książkę praktycznie nic nie wiedząc o tym, co mogę spotkać w środku. Zdecydowanie płynęła przeze mnie ciekawość poznania nowej historii, której główną bohaterką jest niezwykła dziewczynka.
Sarę na pewno można nazwać niezwykłą. Już od pierwszych stron książki zachwyca czytelników swoim zachowaniem, które wszyscy uważają za niecodzienne. Chociaż wydaje się być one najbardziej ludzkie. Nikt nie spodziewa się, że dziecko wychowane w bogactwie i przepychu zachowa najwięcej ludzkich cech wśród dziewcząt ze szkoły. W tym tkwi czar Sary, który przenosi na czytelników, aby nie mogli oni się oderwać od zapoznawania się z historią kawałka jej życia.
Książkę ,,Mała księżniczka" czytałam podczas jazdy pociągiem. Muszę przyznać, że zaskoczył mnie fakt, iż nie przerwałam jej czytać. Zazwyczaj hałas dookoła mnie rozprasza i nie daję rady skupić uwagi na lekturze. Jednak tym razem książka na tyle mnie zaciekawiła, że czytałam bez problemu. Kolejnym plusem tej książki jest rozmiar. Dzięki małemu formatowi nie zabiera wiele miejsca w torbie, co przydaje się podczas podróżowania.
,,Mała księżniczka" bardzo mi się spodobała. Z chęcią przeniosłabym się jeszcze raz do świata Sary. Ta dziewczyna potrafi poruszyć czytelnika serce. Nie raz śmiałam się, przeżywałam smutek i bojaźń o losy księżniczki. Po prostu spędziłam świetnie czas z tą lekturą i życzę wam tego samego.
Z serią ,,Romantyczna" miałam okazję się już zapoznać. Książki z tej serii, które przeczytałam idealnie wpasowywały się w mój gust. Nic, więc dziwnego, że jak tylko zobaczyłam kolejną książkę oznakowaną tymże słowem zapragnęłam ją przeczytać. Ogromnie się cieszę, że ,,Dziewczę z sadu" okazała się kolejną pozycją, która umiliła mi czas.
Patrząc na książkę ,,Dziewczę z sadu" nie da się ominąć okładki, która przykuje wzrok niejednej osoby, dzięki swej delikatności i dziewczęcości. Niewielki format książeczki sprawia, że czyta się ją bardzo szybko. Wystarczy jedna dłuższa kolejka do lekarz i już jest przeczytana. Tylko pamiętajcie, że ta pozycja może sprawić, że pod waszym nosem pojawi się uśmiech.
Nie będę ukrywać, że sama historia także mnie zauroczyła. Muszę przyznać, że z niemałym zaciekawieniem śledziłam poczynania młodego mężczyzny w zalotach do młodszej, pięknej, niemej dziewczyny. Cała historia została tak napisane, że ciężko było się od niej oderwać. Tak więc pozostawało mi tylko ją czytać i czytać. Jednakże ta czynność była niezwykle przyjemna i to aż na tyle, że teraz mam ochotę polecić wam przeczytanie tej książki.
Gdy zobaczyłam zapowiedź książki ,,Red rising. Złota krew" zaciekawiła mnie ona. Byłam bardzo ciekawa jaką autor miał wizję życia na Marsie. Miałam ochotę ją poznać. Książka odrobinę czasu przestała na mojej półce, lecz w końcu zabrałam się za jej czytanie. Muszę przyznać, że miałam przeczucie, iż wizja pana Browna przypadnie mi do gustu. Jednak myślałam, iż książka w całości mnie porwie, a tak się niestety nie stało.
Książka ,,Red rising" została podzielona na cztery części. Pierwsza przypadła mi do gustu. Jej zakończenie zaskoczyło mnie. Po mojej głowie krążyły tylko myśli na temat tego, co autor zaserwuje dalej skoro posunął już się do takich rzeczy. W tamtym momencie odczuwałam wielką chęć natychmiastowego poznania kolejnych rozdziałów. Tak też uczyniłam. Kolejne etapy zmian w życiu Darrowa były ciekawe do odkrywania. Z chęcią podążałam za ich śledzeniem. Jednak gdy się one skończyły książka stała się dla mnie odrobinę nudniejsza i nie miałam już takiego zapału poznawania historii opisanej na jej stronach. Doszło nawet do tego, iż książką przeleżała kilka dni nietknięta przeze mnie. Jednak wróciłam do niej i skończyłam czytać. Nieco z mniejszym entuzjazmem, lecz także bez jakiegoś załamania.
Historia opisana w książce ,,Red rising. Złota krew" była dla mnie powiewem świeżości, czymś kompletnie nowym i ciekawym do poznania. Wizja autora życia na Marsie bardzo mi się spodobała. Plany bohaterów, które miały namieszać w codziennym życiu obywateli, zaintrygowały mnie. Jednak w pewnym momencie akcja zaczęła krążyć wokół tego samego. Gdy Darrow dostał się do szkoły zaczęły się jakieś ciągłe plany kogo i jak zniszczyć by wygrać. Wiem, że niektórzy lubią walki i z chęcią się przyglądają rozlewie krwi, lecz mnie się to trochę nie spodobało. Było tego, jak dla mnie, za dużo. Jednak przywykłam i dzięki temu poznałam zakończenie, które jak najbardziej zachęciło mnie by sięgnąć po kolejną część. Naprawdę imponujące zakończenie!
Po twórczość pani Spindler sięgam z wielką chęcią odkąd przeczytałam po raz pierwszy jej książkę. Ta pisarka po prostu mnie zaczarowała jako czytelnika. To co ona potrafi wymyślić i jak zwodzić czytacza w różne strony aby go później zaszokować prawdą sprawiło, że sięgam po jej książki ślepo. Jak widzę jej nazwisko na książce to wiem, że to znaczy, iż jest ona na liście książek do przeczytania. Jednak od kilku miesięcy nie miałam okazji czytania jakiekolwiek pozycji pani Spindler. Zdążyłam już nawet zapomnieć jak świetnie się czyta jej książki, lecz dzięki ,,Wyścig ze śmiercią" to sobie przypomniałam i znowu mam ochotę na więcej pozycji spod pióra tej autorki.
Książkę zaczęłam czytać wolno, nigdzie się nie spiesząc. Jednak im więcej stron było za mną, im bardziej wciągałam się w historię, tym bardziej nie potrafiłam zachować tego tempa i przyśpieszyłam, aby jak najprędzej poznać kolejne wydarzenia. Tak pragnęłam poznać całą historię opisaną w tej książce, że ciężko było mi się z nią rozstać, więc po prostu tego nie zrobiłam dopóki nie skończyły mi się strony, na których był tekst do czytania.
Muszę przyznać, że zakończenie książki ,,Wyścig ze śmiercią" było niesamowite. Może nie sama treść, lecz klimat jaki stworzyła autorka przeszedł na mnie. Ogarniał mnie niepokój, ciągle zastanawiałam się, który z bohaterów jeszcze zginie, kto przeżyje. Po przeczytaniu tej książki mam wrażenie, że powinnam czytać więcej kryminałów, gdyż czytanie tej pozycji przysporzyło mi tyle emocji i radości z samego czytania, że mam ochotę na więcej takich przeżyć. Zdecydowanie polecam!
Zobaczywszy nowe wydanie książki ,,Don Kichot z La Manchy" pomyślałam sobie, że warto ją przeczytać. Pamiętam, że jak czytaliśmy kilka lat temu fragment na lekcji języka polskiego to mi się spodobał. Do tego bardzo przyciągająca wzrok okładka. Kusiła mnie ta książka. Spodziewałam się, że nie będzie mieć ona więcej niż pięćset stron, więc nie zajęłaby mi nawet za wiele czasu. Jak przyszła ta pozycja byłam wielce zdziwiona. Cegiełka, która ma ponad tysiąc stron. Trochę mnie to przeraziło. Na tyle, że książka przestała kilka miesięcy na mojej półce. Jednak, postanowiłam w końcu, że ją przeczytam. I tak zabrałam się za książkę, którą nawet nie mogłam trzymać w dłoniach.
Muszę przyznać, iż nie czytałam tej książki skrupulatnie. Nie dałam rady. Bywały w niej momenty ciekawe, o których chciało się czytać. Znalazłoby się też kilka fragmentów śmiesznych, w końcu to Don Kichot. Jednak bywały także części, które były nieciekawe i po prostu nudne. I to właśnie je omijałam. Skutkiem tego było to, że książkę czytało mi się szybciej. Jednak mimo tego, iż czytałam szybciej to nie znaczy, że szybko, gdyż tak objętościowo książkę, jak ,,Don Kichot z La Manchy" nie da się przeczytać szybko.
Zanim zaczęłam czytać książkę ,,Don Kichot z La Manchy" przeczytałam kilka negatywnych słów w sieci o niej. Jednak teraz po przeczytaniu wiem, że ta książka wcale nie jest taka zła, jak niektórzy twierdzili. Mimo, iż przeczytanie jej mnie trochę wymęczyło to jestem zadowolona, że przeszłam przez to dzieło. Choć wątpię bym powtórnie przeczytała kiedyś tę książkę. Obawiałam się, że język będzie trochę niezrozumiały dla mnie, lecz źle nie było i potrafiłam wszystko zrozumieć. Teraz, będąc już po lekturze ,,Don Kichota z La Manchy", przynajmniej mam większą wiedzę na temat przygód Don Kichota.
Mając w rękach książkę ,,Dom nad jeziorem smutku" pomyślałam sobie, że szybko skończę ją czytać. Cieniutka książeczka, ledwo ponad dwieście stron. Ku mojemu zaskoczeniu tej niepozornej książki nie da się przeczytać szybko. I tu wcale nie chodzi o to, że jest napisana trudnym językiem, czy też nudna. Po tej książce po prostu nie należy przelecieć ot tak sobie, pozostawiając przeczytane słowa, bez zastanowienia. Ją się czyta wolno, w skupieniu, aby nie stracić choć jednego słowa, które mogło by akurat sprawić, że czytelnik na chwilę się zatrzyma i podda się refleksji.
Do tej pory gustowałam w innego rodzaju literaturze. Lubiłam, i nadal lubię spędzić wieczór z jakimiś nadnaturalnymi potworami, czy też poświęcić się rozwiązywaniu śledztwa. Jednak w książce ,,Dom nad jeziorem smutku" coś takiego było, że mnie ona zaciekawiła. Czytanie jej to było dla mnie nowe doświadczenie, które sprawiło, że odrobinę dziwnie się czułam. Z drugiej strony podziwiałam autorkę, że potrafiła napisać taką książkę.
W książce nie mamy za wielu bohaterów, jest ich kilku. Jednakże każdy z nich jest dobrze dopracowany. Od każdego czuć jego unikatową osobowość. Przechodzenie przez ich świat, ich problemy, dorastanie to była dla mnie niesamowita podróż po ludzkich zakamarkach umysłu. Ruth było można trochę bardziej zrozumieć, gdyż to właśnie ona dzieliła się z nami swoimi myślami, jednak przyczyny zachowań innych bohaterów były wielkimi zagadkami, o których z chęcią się rozmyślało.
Książka ,,Dom nad jeziorem smutku" była dla mnie czymś nowym i emocjonalnym przeżyciem, które nadal plącze mi trochę myśli.