Piękna zielona okładka, żonkile. Przyznaję, że dałam się nabrać. Oceniając po okładce myślałam, że jest to kolejna książka o wiosennej miłości między dwojgiem ludzi. Moje zaskoczenie, po przeczytaniu opisu na okładce, było niemałe. Na początku zastanawiałam się czy będę dała w ogóle rady przeczytać tę książkę. Hospicjum kojarzy mi się ze śmiercią, smutkiem, bólem, cierpieniem. Spodziewałam się, że to wszystko właśnie będzie opisane w tej książce. Jednak nadszedł ten dzień, w którym sięgnęłam po ,,Zorkownie" i zaczęłam czytać.
Jak już zaczęłam czytać, tak i nie odłożyłam tej książki przez dłuższy czas. Od tej książki leją się emocje prawdziwą porywistą rzeką. Wraz z Agnieszką i pacjentami przeżywa się wszystkie historie, sytuacje. Te smutne potrafią zasmucić. Łezka w oku, gula w gardle może się pojawić. Te przepełnione nadzieją, wesołością, śmiechem potrafią podnieść na duchu, przepełnić czytelnika nadzieją na przyszłość.
,,Zorkownia" nie posiada podpisanych stron. Myślę, że to i lepiej. Czytając tę książkę nie należy liczyć stron, mierzyć sobie czasu, gdyż każdy człowiek zna swoją granicę pobierania emocji z zewnątrz i poczuje kiedy musi odłożyć książkę na bok, kiedy musi odpocząć od hospicyjnego świata, tak jak wie o tym Agnieszka. Mnie się zdarzyło raz odłożyć tę książkę na bok na dłużej. Musiałam przez ten czas zająć się nawet najgłupszymi rzeczami, tylko aby nie myśleć o tym, co przeczytałam. Jednakże, po pewnym czasie, nie potrafiłam nie powrócić do tej książki.