Z twórczością pani Carli Montero miałam okazję już poznać dzięki książce ,,Szmaragdowa tablica". Owa pozycja bardzo przypadła mi do gustu i z chęcią wracałam do niej myślami. Gdy zobaczyłam, że ma się ukazać w Polsce druga książka autorki zdecydowałam, że ją przeczytam. I tak się zabrałam za czytanie ,,Wiedeńskiej gry", nawet bez wcześniejszego przeczytania o czym ona jest.
Na początku wydała mi się ona trochę nudna. Przestraszyłam się wtedy, że będzie tak cały czas. Na szczęście nie musiałam długo czekać na rozbudzenie moje ciekawości. Następne strony czytało mi się bardzo przyjemnie. Czasem miałam wrażenie, że nie za bardzo są to moje klimaty i wtedy pojawiały się nużące fragmenty. Jednak nie było ich aż tak dużo by mogły znacząco wpłynąć negatywnie na odbiór książki. Czytało się miło, lecz bez większych rewelacji. Do czasu.
Ostatnie sto stron to istna magia. Tak mnie wciągnęły, że nie mogłam się oderwać od książki. Przy nich przeczytane poprzednio strony trochę zbladły, lecz kończąc czytanie książki nawet już o tym nie pamiętałam, gdyż tak byłam oczarowana rozwojem historii w dość zaskakującym kierunku. I myślę, że jeśli będę kiedyś rozmyślała na temat tej książki to przypomną mi się właśnie te ostatnie, zachwycające sto stron.
Książkę czytałam dwa wieczory, więc nie jest to długo. Mimo, że cała książka nie zachwyca jak jej końcówka, to nie można powiedzieć, że jest nieudana czy też całkowicie nudna. Czyta się ją przyjemnie, może bez wypieków na twarzy, jakie może sprawić ciekawość, lecz nie jest źle. Pisząc o książce ,,Wiedeńska gra" nie mogłabym nie wspomnieć o okładce, która przykuła moją uwagę za nim spostrzegłam nazwisko autorki. Grafik naprawdę się postarał i sądzę, że dzięki jego pracy z książką może zaznajomić się kilka dodatkowych osób. Jak najbardziej polecam przeczytanie książki ,,Wiedeńska gra"!!