Do sięgnięcia po książkę ,,Tancerze burzy" zachęcało mnie w niej wszystko. Okładka, która bardzo mi się spodobała i zapowiadała coś ciekawego, opis, który mnie zaintrygował oraz ten przez niektórych niezauważany napis na książce japoński steampunk, który podpowiadał mi, że ma być to coś ciekawego i nowego. Niewiele się pomyliłam. Już pierwszy rozdział to powiew świeżości, który zaintrygował mnie na tyle, że chciałam jeszcze i jeszcze. Warto tu wspomnieć, że ma on tylko cztery strony.
Książka ,,Tancerze burzy" zachwyciła mnie nie tylko treścią, lecz także wydaniem. Okładkę podziwiać każdy może i się nią zachwycać, jednak pomacać nią i otworzyć każdy powinien. Zdobienia każdego rozdziału sprawiają wrażenie, że książka jest dopracowana graficznie w każdym calu. Do gustu bardzo mi przypadały mapki oraz słowniczek, jakie możemy w środku znaleźć. Podczas czytania z wielkim zainteresowaniem do nich wracałam, by rozjaśnić niektóre szczegóły.
Nie będzie zaskoczeniem jeśli stwierdzę, że książka bardzo mnie wciągnęła. Na tyle, że zapomniałam o zmęczeniu, jakie mnie towarzyszyło, i czytałam, czytałam póki jej nie skończyłam. Niesamowite przeżycie. Miałam również przyjemną przygodę z tymi różnymi słówkami, których wytłumaczenia są na końcu książki. Bardzo fajnie mi się zgadywało jak mogą one brzmieć w rzeczywistości i wymyślałam sobie nie raz różne formy odczytywania jednego słowa.
Jestem zachwycona tą książką. Dla mnie była ona powiewem świeżości, czegoś nowego, z dopracowanym każdym detalem, dzięki czemu czytacz może wygodnie usiąść i delektować się historią bez narzekania, że czegoś tu brakuje. Polecam, mam nadzieję, że będziecie tak samo zadowoleni jak ja.