Rok temu udało mi się przeczytać książkę ,,Magia krwi" Tessy Gratton, którą wspominam bardzo mile. Okazała się być inna niż moje wyobrażenia mi podpowiadały, jednak bardzo przyjemnie się ją czytało. ,,Strażniczka krwi" to drugi tom należący do tej samej serii, co książka już przeze mnie wspomniana. Gdy zaczęłam czytać kolejną część byłam trochę zdezorientowana. Nie wiedziałam, co mi się dzieje przed oczami. Dopiero po pewnej chwili zorientowałam się, że teraz przyglądam się przygodom innych bohaterów, którzy poprzednio nie byli wyciągnięci na pierwszy plan.
Gdy ten pierwszy szok trochę mi minął, mogłam w spokoju przyjrzeć się z kim tym razem mam do czynienia. Muszę przyznać, że początkowo książka nie zachwyciła mnie. Gdy opadła ciekawość, która pojawiła się na pierwszych stronach, przez dość spory czas nic porywającego się nie działo. W końcu moje oczekiwania w kierunku książki, w której część bohaterów posługiwała się magiczny mocami, zaczęły się spełniać. Pojawiła się magia, którą wykorzystywano w różnych celach, oraz to co mnie najbardziej przyciągnęło, czyli klątwy. Cieszy mnie to, że nie zostały one pobieżnie potraktowane, a nawet w miarę stopniowo ukazane, jak się rozwijają. Zastanawiając się teraz muszę stwierdzić, że jakoś nie polubiłam zbytnio żadnego bohatera z tej książki. Może zostali słabo wykreowani, może zbytnio starałam się skupić na magicznych aspektach, tego nie wiem. Wiem jednak, że większość z nich została mi absolutnie obojętna, a niektórych po prostu nie polubiłam.
Książka ,,Strażniczka krwi" nie jest może jedną z najlepszych pozycji ze swego gatunku, jednak nie przeszkadza to absolutnie w czerpaniu przyjemności z jej czytania. Bywają w niej słabsze momenty, które po prostu się czyta, jednak ma też i te lepsze, które sprawiły, że nie miałam ochoty oderwać oczu od tego co się przed nimi działo.