Na początku muszę przyznać, że kompletnie nie pamiętam o co chodziło w pierwszej części ,,Kronik Arkadyjskich". Dlaczego więc zdecydowałam się na przeczytanie drugiego tomu? Otóż byłam oczarowana ,,Kwiatem paproci", tyle pamiętam, przyznałam jej wtedy maksymalną ocenę, więc coś musiało w niej być. Pomyślałam sobie, że jeśli zacznę czytać ,,Adamantowy miecz" to wszystkie pozytywne odczucia oraz najważniejsze fakty powrócą do mnie. Czy tak było? Nie za bardzo. Prawie niczego z pierwszej części nie przypomniałam, lecz była to dość przyjemna przygoda z zapomnianymi przeze mnie bohaterami.
Nie mam nic do zarzucenia stylowi autora. Dzięki niemu przyjemnie czytało mi się książkę, choć muszę przyznać, że czasami trochę się przy niej nudziłam. Na szczęście było to tylko od czasu do czasu i za dużo tego nie było. Można to wybaczyć za to, że autor nam przedstawił naprawdę dobrze wykreowany świat. Język jakim się posługuje oraz wydarzenia jakie przedstawia nie sprawiają, że czytelnik może mieć wątpliwości co do czasów w jakich akcja się toczy. Ani razu nie miałam wrażenia, że jestem w XXI-wiecznej rzeczywistości, jeśli już czytałam to automatycznie przenosiłam się do świata ,,Kronik Arkadyjskich".
Resumując, ,,Adamantowy miecz" to dobra książki i nie żałuję, że ją przeczytałam, mimo tego, że nic nie pamiętałam z pierwszej części. W ogóle mi to nie przeszkadzało w czytaniu książki, swobodnie mogłam się delektować historią. Od czasu do czasu nużyła mnie, lecz przy takim natłoku bohaterów oraz przeróżnych wydarzeń nudzące fragmenty szybko mijały i przechodziłam do tych ciekawszych.